wtorek, 24 grudnia 2013

Prolog

            Nigdy źle nie wspominałem lat dziecięcych, chociaż nie zawsze były one szczęśliwe. Wiele razy podpadałem rodzicom, zwłaszcza ojcu, który odkąd pamiętam lubił dużo pić. Dzisiaj nie kryję się z tym, że żyłem z alkoholikiem, który potrafił wydać moje pieniądze przeznaczone na podręczniki by napić się swojej ukochanej nalewki. Jednak wtedy było mi wstyd, kiedy inne dzieci śmiały się z mojego zataczającego się ojca, a zarazem ze mnie. Rzadko kiedy miałem kupowane nowe ubrania, a co dopiero zabawki czy książki. Nie było czasu na stanie w długich kolejkach. Co z tego, że przysługiwały nam kartki na odzież? I to nie byle jaką, ponieważ mimo swojego nałogu mój ojciec posiadał najbardziej opłacalny zawód – górnika. Właśnie oni mieli największe przywileje oraz lepszej jakości produkty. W miastach górniczych sklepy zawsze były dobrze zaopatrzone i pojawiały  się importowane artykuły. Kolejki nie istniały, bo w końcu niczego tam nie brakowało. Jednak ja z moją matką nie mieszkaliśmy tam, niestety wszechobecny pył i ciężkie powietrze nie sprzyjało naszemu zdrowiu. Więc żyliśmy w naszym rodzinnym miasteczku, a ojciec wracał gdy dostawał urlop. Przyjeżdżał z wypłatą, jeśli jej po drodze nie wydał.
Często zdarzało się, że musieliśmy wyżyć z pensji mojej matki, która pracowała w bibliotece. Kiedyś był to opłacalny zawód, ale kiedy rząd wprowadził cenzurę na starych utworach, a nowe wypełnił ideami propagowanymi przez Wielkiego Dowódcę, więc ludzie przestali wypożyczać książki. Czasami dało się trafić na stary egzemplarz sprzed Wstecznej Rewolucji, który jakimś cudem został poddany powieleniu i uniknął palców cenzorów. Jednak gdy niechcący jedna z takich książek trafiła do Senatora automatycznie został wydany dekret by spisać podobne utwory na zakazaną listę. Pamiętam te nieszczęsne dwa lata gdy zbierano tytuły i automatycznie zakazywano ich sprzedaży i wypożyczeniu. Właśnie wtedy ruszyły podziemne drukarnie, które starały się udostępnić książki każdemu, kto chciał znać chodź skrawek historii sprzed Rewolucji. Sam miałem okazję przeczytać parę takich utworów i miałem wrażenie, że kiedyś żyło się o wiele lepiej. Niestety dość szybko odkryto wszelkie drukarnie i by odstraszyć kolejnych rewolucjonistów rozkazano spalić wszystkie zakazane księgi.
Nigdy nie zapomnę tego dnia, gdy moja matka otrzymała drogą pocztową rozkaz. Od razu pobiegła do biblioteki by uchronić te książki, które ukryła przed wścibskimi. Nawet nie zdążyła przygotować śniadania, a ja sam wziąłem zakazane egzemplarze i zakopałem w ogrodzie. Nie chciałem tak samo jak ona by uległy one zniszczeniu. Mi się to udało, ale mojej matce nie. Gdy dotarła do biblioteki już czekali funkcjonariusze, którzy mieli dokonać zniszczenia. Nie miała wyboru i musiała przekazać im wszystkie księgi, które zostały skazane na spalenie. Gdy powróciła do domu, widziałem po niej, że ta praca już nie daje jej tyle radości co kiedyś. Chociaż byłem młody, potrafiłem to rozpoznać.
            Teraz gdy się nad tym zastanawiam to od dziecka wiedziałem o panującym złu i kłamstwach osób rządzących. Nie widziałem tego utopijnego dobra, które wskazał nam pierwszy Wielki Dowódca, a jego następcy poprawiają. Miałem wrażenie, że utopia nie może istnieć na tym świecie. Utwierdziło mnie to w przekonaniu pewne wydarzenie w szkole. Zawsze przed rozpoczęciem pierwszych zajęć oddawaliśmy hołd aktualnemu Wielkiemu Dowódcy i mu winszowaliśmy. Pewnego razu odmówiłem wykonywania tej absurdalnej czynności. Na oczach całej klasy zostałem schłostany przez nauczycielkę, a później zaprowadzony do  dyrekcji. Na miejscu także zostałem ukarany cieleśnie i wysłano kogoś po moją matkę. Gdy pojawiła się cała blada, dyrektor przedstawił jej mój występek i zaznaczył, że jak to się powtórzy to powiadomi odpowiednie władze, a ja sam zostanę zesłany na roboty. Oczywiście w najlepszym przypadku, bo bardziej prawdopodobne było rozstrzelanie. Matka zabrała mnie do domu i zbiła mnie skórzanym pasem ojca, płacząc przy tym bym więcej tak nie robił. Nigdy tak nie płakała jak wtedy i postanowiłem odgrywać tą szopkę byleby już nie widzieć jej łez. Można powiedzieć, że świat był okrutny nawet dla dzieci, ale ja i tak cieszyłem się z życia. Może i moi rówieśnicy jeździli rowerami po polach i zwiedzali pobliskie wsie, ale ja miałem coś lepszego. Nie było mnie stać na rower, ale chodziłem po okolicznych lasach i górach przy czym poznawałem takie sekrety, że spokojnie rząd mógłby wydać rozkaz zabicia mnie za poznanie tajemnic, które zaszkodziłby ideom utopii. Tyle historii było ukrytej w okolicy i to właśnie tej sprzed Rewolucji, że rozkochałem się w tej dziedzinie.
            Po ukończeniu szkoły przygotowawczej, chciałem wspiąć się na wyższy stopień w karierze naukowej. Niestety mój ojciec poważnie się rozchorował i nie mógł pracować, czyli nie dostarczał nam tych lichych resztek z pensji. Więc udałem się do galanterii, gdzie zostałem subiektem. Stary właściciel codziennie uderzał mnie skórzanym rzemykiem i do tej pory nie wiem za co. W pewnym sensie to był jego zwyczaj. Dzięki niemu moja wiedza matematyczna poprawiła się i automatycznie odkryłem, jak słabą mamy oświatę. Tak samo nauczyłem się rozpoznawać akcenty z innych dystryktów oraz sektorów, co nie jest tak łatwe jak mówili w szkole. Mimo, że używamy jednego języka national, to jednak każdy sektor ma inną wymowę i czasami trudno zrozumieć o co chodzi. Mimo, że praca była trudna to lubiłem starego Pryncypała. Zawsze gdy miał okazję i nie było klientów w sklepie, opowiadał o przeszłych latach. Nawet mówił, że pamięta czasy sprzed Rewolucji, chociaż dobrze wiedziałem, że było to niemożliwe. Ale z zapartym tchem słuchałem jego opowieści o czasach gdy żyło się lepiej. Najbardziej intrygowało mnie to, że wtedy nie istniało jedne potężne państwo, a było ich setki. Każdy z „krajów” (bo takiego sformułowania używał Pryncypał) miał odrębną kulturę i język, co wydaję się niemożliwe w czasach gdy coś takiego nie istnieje. Pewnego razu do naszej galanterii został przyjęty nowy subiekt. Był to mężczyzna o wiele starszy niż ja i miałem wrażenie, że nie zależy mu na tej pracy. Chociaż była ona opłacalna i moje zarobki utrzymywały rodzinę, po tym jak zamknięto bibliotekę. Pryncypał mimo nowej twarzy dalej opowiadał swoje historie co niestety go zgubiło. Jakiś czas później gdy przyszedłem do pracy, funkcjonariusze zabrali Pryncypała i zakład został oddany nowemu subiektowi. Od razu zrezygnowałem z pracy, nie chcąc pracować z osobą, która skazała starego właściciela na śmierć. Jednak potrzebowałem pieniędzy, więc zacząłem udzielać lekcje dzieciom z bogatych domów. Nie były to duże zarobki, ale wystarczyły na podstawowe potrzeby, a moja matka najęła się jako szwaczka by mi jakoś pomóc.
            Pewnie zastanawiacie się po co napisałem taki list i wrzuciłem go do tej kapsuły czasu, którą zapewne odkopaliście. Jak widać nie jestem dobrym dziennikarzem, by przekazać wszystko co się dzieje na świecie. Łatwiej było mi napisać coś w formie pamiętnika, przedstawiając swoje życie. Nie wiem czy coś się zmieniło podczas przebywania tego listu w kapsule. Jednak macie przykład życia człowieka z moich czasów. Oczywiście wiele rzeczy pominąłem, na wypadek gdyby przejął go rząd. Tak samo nie podpiszę się na samym końcu by moja rodzina nie miała przez to problemów.


Dystrykt 3, Sektor 2, Republika 1

_______________________________
Witam wszystkich wraz z moim nowym dziełem "Wsteczna Rewolucja". Jak na razie przedstawiam króciutki prolog, który jak widać jest w formie listu. Mam nadzieję, że nie odstraszy was to od opowiadania. Nie wiem jak długie ono będzie, bo mimo zarysu nie potrafię określić jak się rozpiszę. Największym wyzwaniem dla mnie będzie przedstawienie realiów świata i postaram się by były one łatwe do zrozumienia i wyłapania.