Nigdy
źle nie wspominałem lat dziecięcych, chociaż nie zawsze były one szczęśliwe.
Wiele razy podpadałem rodzicom, zwłaszcza ojcu, który odkąd pamiętam lubił dużo
pić. Dzisiaj nie kryję się z tym, że żyłem z alkoholikiem, który potrafił wydać
moje pieniądze przeznaczone na podręczniki by napić się swojej ukochanej
nalewki. Jednak wtedy było mi wstyd, kiedy inne dzieci śmiały się z mojego
zataczającego się ojca, a zarazem ze mnie. Rzadko kiedy miałem kupowane nowe
ubrania, a co dopiero zabawki czy książki. Nie było czasu na stanie w długich
kolejkach. Co z tego, że przysługiwały nam kartki na odzież? I to nie byle
jaką, ponieważ mimo swojego nałogu mój ojciec posiadał najbardziej opłacalny
zawód – górnika. Właśnie oni mieli największe przywileje oraz lepszej jakości
produkty. W miastach górniczych sklepy zawsze były dobrze zaopatrzone i pojawiały się importowane artykuły. Kolejki nie
istniały, bo w końcu niczego tam nie brakowało. Jednak ja z moją matką nie
mieszkaliśmy tam, niestety wszechobecny pył i ciężkie powietrze nie sprzyjało naszemu
zdrowiu. Więc żyliśmy w naszym rodzinnym miasteczku, a ojciec wracał gdy
dostawał urlop. Przyjeżdżał z wypłatą, jeśli jej po drodze nie wydał.
Często zdarzało się, że
musieliśmy wyżyć z pensji mojej matki, która pracowała w bibliotece. Kiedyś był
to opłacalny zawód, ale kiedy rząd wprowadził cenzurę na starych utworach, a
nowe wypełnił ideami propagowanymi przez Wielkiego Dowódcę, więc ludzie
przestali wypożyczać książki. Czasami dało się trafić na stary egzemplarz
sprzed Wstecznej Rewolucji, który jakimś cudem został poddany powieleniu i
uniknął palców cenzorów. Jednak gdy niechcący jedna z takich książek trafiła do
Senatora automatycznie został wydany dekret by spisać podobne utwory na
zakazaną listę. Pamiętam te nieszczęsne dwa lata gdy zbierano tytuły i
automatycznie zakazywano ich sprzedaży i wypożyczeniu. Właśnie wtedy ruszyły
podziemne drukarnie, które starały się udostępnić książki każdemu, kto chciał
znać chodź skrawek historii sprzed Rewolucji. Sam miałem okazję przeczytać parę
takich utworów i miałem wrażenie, że kiedyś żyło się o wiele lepiej. Niestety
dość szybko odkryto wszelkie drukarnie i by odstraszyć kolejnych
rewolucjonistów rozkazano spalić wszystkie zakazane księgi.
Nigdy nie zapomnę tego
dnia, gdy moja matka otrzymała drogą pocztową rozkaz. Od razu pobiegła do
biblioteki by uchronić te książki, które ukryła przed wścibskimi. Nawet nie
zdążyła przygotować śniadania, a ja sam wziąłem zakazane egzemplarze i
zakopałem w ogrodzie. Nie chciałem tak samo jak ona by uległy one zniszczeniu.
Mi się to udało, ale mojej matce nie. Gdy dotarła do biblioteki już czekali
funkcjonariusze, którzy mieli dokonać zniszczenia. Nie miała wyboru i musiała
przekazać im wszystkie księgi, które zostały skazane na spalenie. Gdy powróciła
do domu, widziałem po niej, że ta praca już nie daje jej tyle radości co
kiedyś. Chociaż byłem młody, potrafiłem to rozpoznać.
Teraz
gdy się nad tym zastanawiam to od dziecka wiedziałem o panującym złu i
kłamstwach osób rządzących. Nie widziałem tego utopijnego dobra, które wskazał
nam pierwszy Wielki Dowódca, a jego następcy poprawiają. Miałem wrażenie, że
utopia nie może istnieć na tym świecie. Utwierdziło mnie to w przekonaniu pewne
wydarzenie w szkole. Zawsze przed rozpoczęciem pierwszych zajęć oddawaliśmy
hołd aktualnemu Wielkiemu Dowódcy i mu winszowaliśmy. Pewnego razu odmówiłem
wykonywania tej absurdalnej czynności. Na oczach całej klasy zostałem
schłostany przez nauczycielkę, a później zaprowadzony do dyrekcji. Na miejscu także zostałem ukarany
cieleśnie i wysłano kogoś po moją matkę. Gdy pojawiła się cała blada, dyrektor
przedstawił jej mój występek i zaznaczył, że jak to się powtórzy to powiadomi
odpowiednie władze, a ja sam zostanę zesłany na roboty. Oczywiście w najlepszym
przypadku, bo bardziej prawdopodobne było rozstrzelanie. Matka zabrała mnie do
domu i zbiła mnie skórzanym pasem ojca, płacząc przy tym bym więcej tak nie
robił. Nigdy tak nie płakała jak wtedy i postanowiłem odgrywać tą szopkę byleby
już nie widzieć jej łez. Można powiedzieć, że świat był okrutny nawet dla
dzieci, ale ja i tak cieszyłem się z życia. Może i moi rówieśnicy jeździli
rowerami po polach i zwiedzali pobliskie wsie, ale ja miałem coś lepszego. Nie
było mnie stać na rower, ale chodziłem po okolicznych lasach i górach przy czym
poznawałem takie sekrety, że spokojnie rząd mógłby wydać rozkaz zabicia mnie za
poznanie tajemnic, które zaszkodziłby ideom utopii. Tyle historii było ukrytej
w okolicy i to właśnie tej sprzed Rewolucji, że rozkochałem się w tej
dziedzinie.
Po
ukończeniu szkoły przygotowawczej, chciałem wspiąć się na wyższy stopień w
karierze naukowej. Niestety mój ojciec poważnie się rozchorował i nie mógł
pracować, czyli nie dostarczał nam tych lichych resztek z pensji. Więc udałem
się do galanterii, gdzie zostałem subiektem. Stary właściciel codziennie
uderzał mnie skórzanym rzemykiem i do tej pory nie wiem za co. W pewnym sensie
to był jego zwyczaj. Dzięki niemu moja wiedza matematyczna poprawiła się i
automatycznie odkryłem, jak słabą mamy oświatę. Tak samo nauczyłem się
rozpoznawać akcenty z innych dystryktów oraz sektorów, co nie jest tak łatwe
jak mówili w szkole. Mimo, że używamy jednego języka national, to jednak każdy
sektor ma inną wymowę i czasami trudno zrozumieć o co chodzi. Mimo, że praca
była trudna to lubiłem starego Pryncypała. Zawsze gdy miał okazję i nie było
klientów w sklepie, opowiadał o przeszłych latach. Nawet mówił, że pamięta
czasy sprzed Rewolucji, chociaż dobrze wiedziałem, że było to niemożliwe. Ale z
zapartym tchem słuchałem jego opowieści o czasach gdy żyło się lepiej.
Najbardziej intrygowało mnie to, że wtedy nie istniało jedne potężne państwo, a
było ich setki. Każdy z „krajów” (bo takiego sformułowania używał Pryncypał)
miał odrębną kulturę i język, co wydaję się niemożliwe w czasach gdy coś
takiego nie istnieje. Pewnego razu do naszej galanterii został przyjęty nowy
subiekt. Był to mężczyzna o wiele starszy niż ja i miałem wrażenie, że nie
zależy mu na tej pracy. Chociaż była ona opłacalna i moje zarobki utrzymywały
rodzinę, po tym jak zamknięto bibliotekę. Pryncypał mimo nowej twarzy dalej
opowiadał swoje historie co niestety go zgubiło. Jakiś czas później gdy
przyszedłem do pracy, funkcjonariusze zabrali Pryncypała i zakład został oddany
nowemu subiektowi. Od razu zrezygnowałem z pracy, nie chcąc pracować z osobą,
która skazała starego właściciela na śmierć. Jednak potrzebowałem pieniędzy,
więc zacząłem udzielać lekcje dzieciom z bogatych domów. Nie były to duże
zarobki, ale wystarczyły na podstawowe potrzeby, a moja matka najęła się jako
szwaczka by mi jakoś pomóc.
Pewnie
zastanawiacie się po co napisałem taki list i wrzuciłem go do tej kapsuły
czasu, którą zapewne odkopaliście. Jak widać nie jestem dobrym dziennikarzem,
by przekazać wszystko co się dzieje na świecie. Łatwiej było mi napisać coś w
formie pamiętnika, przedstawiając swoje życie. Nie wiem czy coś się zmieniło
podczas przebywania tego listu w kapsule. Jednak macie przykład życia człowieka
z moich czasów. Oczywiście wiele rzeczy pominąłem, na wypadek gdyby przejął go
rząd. Tak samo nie podpiszę się na samym końcu by moja rodzina nie miała przez
to problemów.
Dystrykt 3,
Sektor 2, Republika 1
_______________________________
Witam wszystkich wraz z moim nowym dziełem "Wsteczna Rewolucja". Jak na razie przedstawiam króciutki prolog, który jak widać jest w formie listu. Mam nadzieję, że nie odstraszy was to od opowiadania. Nie wiem jak długie ono będzie, bo mimo zarysu nie potrafię określić jak się rozpiszę. Największym wyzwaniem dla mnie będzie przedstawienie realiów świata i postaram się by były one łatwe do zrozumienia i wyłapania.